wtorek, 25 listopada 2014

Pasjonaci w byłej stolicy Persji

Z wybrzeży Morza Kaspijskiego kierujemy się w głąb lądu. Siłą rozpędu mijamy Teheran (może jeszcze kiedyś będzie okazja żeby zwiedzić tą prawie 12 mln aglomerację, położoną u stóp wygasłego wulkanu Damavand). Klinem wchodzącym w pustynię  Dasht e- Lut zmierzamy ku byłej stolicy Persji - Isfahanowi (lub Esfahanowi). W XVI wieku miasto to zachwycało posłów z całego świata, w tym polskich. Niestety późniejsze trzęsienie ziemi zniszczyło wiele drogocennych zabytków. W opinii wielu podróżników to właśnie w Isfahanie mieści się najbardziej majestatyczny zbiór budynków w świecie islamu.

Wjeżdżamy do miasta, po blisko 9h podróży. Nieprzespana noc dała się we znaki. Ponad 40 stopniowe upały ostatnich dni również odcisnęły na nas swoje piętno. My tymczasem wysiadamy z autobusu i człapiemy w nieznane w poszukiwaniu kawałka zielonego trawnika z dala od centrum.

Wybija 5.00 rano. Żółta buźka słońca wychyla się znad horyzontu, rozgania cienie do kąta, tchnie w zaspane miasto życie. Podczas gdy miasto budzi się do życia pasjonaci szukają miejsca do spania. Rozkładają śpiwory i bez krępacji zwijają się w kłębek na pobliskim trawniku. Chcemy zregenerować siły przed zwiedzaniem jednego z głównych punktów programu naszej wyprawy.

Przyspieszmy trochę bieg wydarzeń, Gdybyście byli w owym czasie w Isfahanie na placu Nash - e Jahan Square wewnątrz meczetu Imam Mosque waszym oczom ukazałoby się trzech turytów z Polski i dwóch muzułmanów z Iranu prowadzących ożywioną dyskusję. Jeden z muzułmanów nosi biały turban na głowie, jest zatem mułłą. Drugi z nich jest pozbawiony nakrycia głowy, co nie znaczy, że jest mniej ważny, o czym za chwilę. W tle strzeliste wieże minaretów Imam Mosque, wokół natomiast kompletnie obca nam architektura, niebieskie fajansowe płytki, którymi wyłożony jest cały meczet. Z różnych stron dochodzą nas szepty rozmów w nieznanych gardłowych językach. Zwiedzającymi, jak się okazuje, są turyści z Arabii Saudyjskiej (o czym świadczy inny rodzaj czarnego hidżabu kobiecego), Omanu, i południowej części Iranu (Bandar e Abbas).

Poznajemy się przypadkowo, jak to bywa na tego rodzaju wyprawach. Jedno nasze pytanie wyzwala emocje, przełamuje lody, sprzyja zawieraniu nowych, jakże cennych znajomości. Mułła Emir i Seyyed Hamed opowiadają pasjonatom historie Imam Mosque, odnoszą się do przyczyn rozdziału muzułmanów na szyitów i sunnitów (są jeszcze inne grupy, ale w tym miejscu nie będę o tym pisał - chociażby jazydzi, wahabici), przybliżają zwyczaje muzułmanów, opowiadają o swojej edukacji. Jednym słowem odczarowują mity związane z powszechnym wyobrażeniem przeciętnego europejczka/ki (czy amerykanina/ki) o muzułmanach (a przynajmniej szyitach). Uderza nas perfekcyjny angielski, imponująca erudycja, wewnętrzny spokój i opanowanie, głęboka wiedza o historii islamu zdobyta podczas studiów w szkołach koranicznych (jedną z takich szkół udało nam się, odwiedzić, niestety nie mogliśmy zrobić zdjęć..). 

W toku rozmowy staje się wiadomym, że Hamed nie jest pospolitym mieszkańcem Isfahanu. Pod naporem naszych pytań ugina się i wyznaje, że jest seyyedem. A któż to taki ten seyyed? Szyici wierzą, że jest to osoba wywodząca swoje korzenie wprost od proroka Mahometa (nazwa spolszczona, w rzeczywistości prorok nazywał się Muhammad Ibn Abd Allah). Seyyed cieszy się wśród mieszkańców małych miast i wsi głębokim szacunkiem. Co bardziej liberalni mieszkańcy Iranu (a takich proszę mi wierzyć nie brakuje, o czym jeszcze w kolejnych postach na blogu) nie podzielają tego uwielbienia, trudno im bowiem uwierzyć, że po upływie ponad 1400 lat można wywieźć pokrewieństwo z prorokiem Muhammadem. Jak się okazuje Hamed jest po szkole koranicznej. Zważywszy zatem, że jest seyyedem może nosić czarny turban, prowadzić modlitwy w meczecie, wzywać do modlitwy (śpiewać tzw. azan). 

Oczarowani jego wiedzą w myślach przenosimy się w odległy nam świat bajek tysiąca i jednej nocy. W pewnym momencie Hamed odkrywa przed nami geniusz ówczesnych architektów i budowniczych meczetów, które po dziś dzień można oglądać w Isfahanie. Opowiada o grze świateł, słonecznych zegarach, sekretnych przejściach, systemach nawadniania, architektonicznym nagłośnieniu meczetu. W niektórych meczetach jest bowiem jedno miejsce na środku meczetu, z którego  dźwięk się niesie zintensyfikowany jak przy użyciu mikrofonu. Widząc nasze zdziwienie, Hamed skupiony, podchodzi na środek meczetu, unosi głowę ku Allahowi i zaczyna śpiewać Azan. Jest to wezwanie muzułmanów do modlitwy.W nieruchomym powietrzu unoszą się słowa "Allahu Akbar Ashadu an la illaha Allah", tj. God is gret. I bear witness there is no God except the One God. Z ust Hameda płyną nie tylko słowa, oprócz nich daje się bowiem wyczuć żywą wiarę (w tamtej chwili nie obchodziło nas czy jest ona fanatyczna) i moc. Daliśmy się ponieść tej pięknej modlitwie. Wyobraźnia zaczęła pracować. Zdawało się nam, że na dziedzińcu przed nami widzimy proroka Mohhaamada szykującego się do odbycia Hidżry (ucieczki z Mekki do Medyny - ok 570 r. n.e.). W tamtej chwili staliśmy się na chwilę częścią orientalnego świata. Po dziś dzień było to dla nas jednym z najcudowniejszych przeżyć podczas naszych wyjazdów zagranicznych. Takich doświadczeń szuka bowiem każdy podróżnik.

W pewnym momencie Hamed zwraca się do nas z pytaniem czy chcemy żeby został naszym przewodnikiem po Isfahanie w kolejnym dniu. Obiecał pokazać nam to co najpiękniejsze, również to czego zazwyczaj turyści omijają lub tego o czym po prostu nie wiedzą. Propozycję przyjmujemy z nieukrywaną radością, bez tzw. mrugnięcia okiem. Rozstajemy się z Hamedem i z mułła Emirem i umawiamy na następny dzień o godz. 9.00 przed wejściem do Jameh Mosque.

Uprzedzając fakty powiem Wam, że kolejny dzień z Hamedem w roli przewodnika po Ishafanie na długo wrył się w nasza pamięć. Będzie zwiedzanie jednego z najważniejszych meczetów w świecie islamu,  podziwianie mihrabu w jednym z najpiękniejszych meczetów w Iranie, pomodlimy się na cmentarzu ofiar wojny irańsko - irackiej - Tahte Fouled, przejdziemy się słynnymi isfhahańskimi mostami, będziemy świadkami piątkowych modlitw w meczecie a na koniec zwieńczymy dzień spotkaniem z jednym z najważniejszych Ayattollachów w Iranie . 

Jednym słowem będzie się działo. Już niedługo nowy wpis. Zapraszam Was.
Heja.