sobota, 25 października 2014

Iran - początki, cz. 2

IRAN CZ.2

8h jazdy górskimi drogami Armenii doprowadzają nas do granicy z Iranem.

O jej przekroczeniu była już mowa w cz. 1.

Godz. 23.00. Wychodzimy przez budynek odprawy.

Oblega nas tłum taksówkarzy. Ni czorta ich nie idzie zrozumieć. Tak...jesteśmy w Azji i czujemy to.

Jedno jest pewne: cena, którą wykrzykują jest jedną wielką próbą załadowania nas....zrobienia nas w trąbę. Od tej chwili zaczyna się jedna wielka nauka targowania, którą opanujemy z wielce zadowalającym skutkiem.

W tamtym momencie nie mieliśmy jednak zbyt dużego pola manewru. 50 km od najbliższych zabudowań, bez żarcia, w niebezpiecznej strefie przygranicznej (rozbicie namiotu nie wchodziło w grę)- podejmujemy jedyną słuszną decyzje - jedziemy. Nie znamy jeszcze kraju na tyle, żeby kozaczyć już od samego początku.

Kierujemy się ku Jolfie. Małe miasteczko, bardziej tureckie niż irańskie. Docieramy.
Wjeżdza hostel za 5 USD. Podróż przez armeńskie góry 30 letnią ładą, której chłodnica ciągle wyła pić.. wymiętosiła nas na tyle, że nie mamy ochoty na rozbijanie namiotu i kąpiel w butelce wody.

Z motelu robimy jeszcze nocny wypad "na miasto". Na mieście następuje spotkanie z kuchnią irańską. Zamawiamy i pożeramy kebab, zupę warzywną, ryż i ayran zwany tu dough. Pycha. Jeszcze nie wiemy, że przez najbliższe dni kebab będzie naszym śniadaniem, obiadem i kolacją (weź się doczytaj co zamawiasz z tych perskich glizd...a słowo kebab każdy zna:).

Pora spać, bo rano pociągiem do Tabriz, skąd mamy wyruszyć na podbój irańskiej Kapadocji, tj. Kondovan. Tabriz to takie niesforne miasteczko jeżeli chodzi o historie Iranu. Liberalne, buntownicze, jako pierwsze wprowadzajace do kraju nowinki kulturowe.

Jeszcze tylko trzeba dotrzeć na stacje. Zagajamy gościa w sklepie w tzw centrum "miasta".
"Excuse me sir where is the railway station"? Ad marginem zdanie to powinno brzmieć: bebakshid agha kooja st. ghatar...:)

Odpowiada nam szczery uśmiech..białe zęby i cisza. W końcu wylewa się potok słów w języku farsi. O matko i córko....lipton tea. Ooo....gość się uśmiecha, w końcu mową ciała wskazuje, że zaprowadzi nas na stacje. Co niebywałe, zamyka sklep i idzie prawie przez całe miasteczko wraz z nami na stację. Jeżeli myślicie, że pokazał nam stacje z daleka i spierdzielił do do sklepu zarabiać na chleb - to nic bardziej mylnego. Mimo, że mamy duże problemy w porozumiewaniu się...gościu czeka wraz z nami na odjazd pociągu. Niebywałe. Już wiemy, że spotkanie z mieszkańcami Iranu będzie przygodą samą w sobie. Wyziera z nich ciekawość świata, ciepło, wyrozumiałość, ogromna kultura osobista i duże opanowanie.

Nadjeżdża pociąg, żegnamy się i zajmujemy pierwszy wolny przedział.

Dosiada się do nas gostek, tyle że tym razem starszy. Okazuje się być pielęgniarzem. Po dłuższej rozmowie wyraźnie się rozkręca. Narzeka na sytuację w kraju, Uprzedzając nieco fakty powiem, że rozbieżność w zakresie stosunku mieszkańców Iranu do swojego kraju okaże się być zatrważająca.

Jedni twierdzą, że rządzący Iranem Ajatollach Chamenei to prawie mesjasz, a Iran to kraj mlekiem i miodem płynący, gdzie mieszkańcom żyje się jak Polakom za czasów PO, tj. jak na zielonej wyspie. Natomiast drudzy czują się szykanowani, osaczeni przez tajne służby, związani cenzurą. Kochają swój kraj ale czują odrazę do szyickiego duchowieństwa. Marzą o emigracji. Normalności. Mają dość schizofrenii, tj. sytuacji w której każdy irańczyk ma jedną twarz dla publiki, którą prezentuje na tzw. ulicy, a drugą, prawdziwą którą zachowuje dla rodziny, dla domu. Dom jest bowiem dla Irańczyków ostoją normalności. Tylko tutaj można zobaczyć prawdę. Tu można napić się wódki. Tu można potańczyć, pocałować dziewczynę, zrobić imprezę w sukienkach mini. Zaprosić kolegów i koleżanki, Oby tylko nikt nie podkablował, bo sprawa może zakończyć się na dołku, tudzież na rozejście każdy otrzyma po kilkadziesiąt kijów na plecy. Na tę okrutną karę są narażone szczególnie kobiety.

Na szczęście sytuacja w Iranie ulega zmianie, poprawie. Widok kobiety w jeansach nie jest już rzadkością. Pomalowane paznokcie proszę bardzo. Kobieta, która zaczepia turystę, jak najbardziej, musi tyko pamiętać, że nie może go dotknąć. Wtedy będzie ok. Kobiety prowadzące samochód. No problem. Pokażcie mi inny kraj islamski gdzie kobiety mają swoją korporację przewozową tzw. womens'  taxi.

W ramach przypomnienia warto wskazać że jeszcze kilkanaście lat temu (za Chomeiniego) sytyacje opisane powyżej były niedopuszczlane. Za pokazanie pomalowanych paznokci groziło włożenie stóp do wiadra z karaluchami. Dziś, przynajmniej oficjalnie tego się nie praktykuje. A jak jest naprawdę, tego pospolity turysta się nie dowie. Czy wciąż działa w Iranie tajna policja Wewak, następca Sawaka. Organizacja, ktora ma na koncie tysiące istnień ludzkich. Organizacja, która do perfekcji opanowała sztukę zadawania człowiekowi cierpienia. Śmiem twierdzić, że Iran nie uwolnił się kompletnie od jażma przeszłości. Wydaje się, że macki Wewaku wciąż penetrują środowiska myśli niezależnej. Skąd to przypuszczenie. Ano stąd, że z dużą doża prawdopodobieństwa można przyjąć, że spotkaliśmy się z funkcjonariuszmi tajnych służb, o czym opowiem w części trzeciej.

Serdecznie zachęcam do czytania.

Tomek Michalski






środa, 1 października 2014

IRAN


IRAN - pierwsze kroki w Krainie Baśni Tysiąca i Jednej Nocy


Goris. Armenia. Na granicy z Górnym Karabachem. 
Niespokojne tereny stanowiące oś sporu pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem. 
Turystów nie widu. 
Prawda o Armenii wyziera z każdego zakątka tego zapomnianego przez Boga miejsca. 


Drepczemy przez miasto w poszukiwaniu dogodnego miejsca na złapanie stopa do Iranu.
Do granicy będzie ze 150 km. Przemierzyliśmy już praktycznie całe miasto. 
Długie to to prawie jak Marki pod Warszawą, tudzież Sieniawa na Podhalu. Kto był wie. Idzie się i idzie. Odprowadzają nas ciekawskie spojrzenia tambylców. 


W końcu wyposażeni w lavash wypiekany przez babuleńkę w przydrożnej piekarence zatrzymujemy pędzącą ładę...:), jak się okazało - prawie moją równieśniczkę. 
Dystans do granicy niby nie duży, jednakże droga wije się górskimi serpentynami, co znacznie wydłuża czas przejazdu.

Raz po raz wznosimy się i opadamy na siedzeniach łady, nie mogąc oderwać oczu od krajobrazu, który przesuwa się za szybą. 
A łada...stara poczciwina krztusi się i dusi, harcze i rzęzi. Dawka zimnej wody (choć w Armenii można w ciemno przyjąć - wódy) orzeźwia naszą ładzinkę na tyle, że rześko ruszamy przed siebie - a raczej pod górę.


Bzytt.....zatykają mi się uszy..ciśnienie idzie w górę, patrzę na altimetr...2.700 npm. Jak na ładzinkę to prawie idziemy na rekord Guinessa.

Tymczasem krajobraz ulega zmianie. Górskie hale, nagie łagodne zbocza porośnięte pasącymi się owcami zastępuje coraz bardziej księżycowy krajobraz.  
Surowe strzeliste góry wyrastają ponad horyzont niczym Dolomity. 
Naszym oczom ukazuje się drut kolczasty, pogranicznicy i rzeka stanowiąca naturalną linię demarkacyjną pomiędzy Armenią i Iranem.




Wysiadamy z łady. Gmeramy w plecakach. Wyciągamy z głębi długie spotkanie. Zakładamy je rzucając sobie niepewne spojrzenia. W końcu ruszamy w stronę kraju Ajatollachów.
Z nami odprawia się irańska autokarowa wycieczka i para francuskich rowerzystów (pod pojęciem para rozumiem babkę i gościa) każdy inny układ  w Iranie zakończyłby się potężnymi problemami, nie wyłączając zawiśnięcia na dźwigu.. 

Suniemy w stronę naszego upragnionego od dawna celu odprowadzani przez ciemne oczy ormiańskiej pograniczniczki:).

W międzyczasie zapadł zmrok. 
Przed nami ostatni etap  - Bilski Wschód na wyciągnięcie ręki.
Dookoła smukłe cienie majestatycznych gór. Pod nogami szumi wzburzona rzeka. Za nami ormiańscy żołnierze, przed nami dostojni Persowie. Kurde - przystojni ci Irańczycy...Każdy z dużym karabinem (tak karabinem, bez skojarzeń proszę). Wrażenia iście surrealistyczne. 

Podaje Persowi paszport. Chwila niepokoju, sytuacja powtarza się z Emilem  i Maćkiem. 
Pers taksuje mnie wzrokiem. Pada pytanie czy mam żonę? A jakie to ma u licha znaczenie sobie myślę? Może dorabia po godzinach jako swatka. 
Z myśli o Irańskim weselu wybijają mnie słowa Persa - Welcome to Iran, have a nice stay.
Zaczyna się Irańska przygoda.
Idziemy wymienić dolary na riale. c.d.c